niedziela, 15 kwietnia 2012

WIELKIE SEKWOJE


Poranek był powolny. Ponieważ w nocy było trochę zimno, tata zapuścił nawiew, który podgrzewał powietrze do 90 F ', nie zależnie od tego ile to tak rzeczywiście jest. Jednak nawiew ten działał z gracją kosiarki spalinowej. To tak jakby chcieć zasnąć przy hodowli cykad, której właśnie powiedziano, że z racji cięć finasowych kolacji dziś nie będzie. Obudziłem się więc z wrzaskiem i starałem się powiedzieć rodzicom, że chętnie zasnę, ale niech najpierw wyłączą tę piekielną maszynę. Samo "Da" nie pomagało, więc musiałem krzyczeć. Dopiero po 15 minutach załapali, że to może dmuchawa. Efekt był natychmiastowy - po dwóch minutach spałem. To takie oczywiste. Dlatego poranek był powolny, bo to wszystko działo się około 1 w nocy i wybiłem ich ze snu.
Potem śniadanko (ależ oni się goszczą, po prostu rozpusta), dolewka kawki i dopiero około 11:30 wyjechaliśmy do parku Sekwoi.

Amerykanie mówią, że mają tam największe drzewo na świecie, a dopiero potem dodają, że chodzi o objętość a nie o wysokość. Może właśnie dlatego byłem trochę rozczarowany, bo liczyłem na bardzo wysokie drzewa. A te były wysokie, owszem, ale nie sięgały nieba, tak jak sobie to wcześniej wyobrażałem. Były za to bardzo grube. Tak grube, że spokojnie mógłbym sobie w nich wygrzebać norkę, zrobić domek i mieszkać w nim.

Mama nosiła mnie na brzuchu przez cały czas, więc wszystko widziałem. I widziałem dużo śniegu, co znowu nie było wartością oczekiwaną, bo to przecież Kalifornia, a ten stan kojarzy się raczej ze słońcem, pomarańczami i winnicami. Szczególnie mnie ten śnieg zadziwił, że zaraz przed wjazdem do Parku Narodowego rodzice kupili a potem zjedli chyba ze dwa kilo wielkich, słodkich, świeżo zerwanych z krzaczków truskawek. Oczywiście, wieczorem dostałem po tym lekkiej wysypki, ale widziałem jak mama bardzo chciała zjeść choć kilka tych pysznych owoców. Od ponad roku ich nie jadła, więc zrobiłem jej dziś mały prezent.
Co do samych drzew jeszcze - podobało mi się tam oczywiście, bo słoneczko świeciło, powietrze było takie czyste a rodzice byli blisko i cały czas się do mnie uśmiechali. To że miałem inne oczekiwania nie zmienia faktu, że mi się podobało.
Amerykanie zrobili coś, co jest warte podziwu, a mianowicie sprawili, iż wycieczki do parków narodowych w USA to zabawa, przyjemność i rzeczywisty odpoczynek rodzinny. Po pierwsze - można kupić roczny bilet wstępu do wszystkich parków, po drugie dzieci ( trochę starsze ode mnie oczywiście) mogą zbierać odznaki Rangera Juniora, ale tylko wtedy je dostają, jak wypełnią pewne zadania w danym parku, po trzecie w każdym z parków są specjalne miejsca na piknik - i nawet dziś, kiedy śniegu było po pachy, ludzie siedzieli z dziećmi i jedli kanapki i inne smakowitości. Zapewne popularność parków wśród dzieci spowodował Miś Yogi, który żyje w Yellowstone. Ranger dla dzieci to ktoś ważny, warty naśladowania i napewno bardzo mądry. Dlatego zwracają się do nich nie per "you" tylko per "ranger". Może i ja będę chciał zostać kiedyś rangerem? Takim jak Pani Ranger, która opowiedziała nam bardzo ciekawą historię dotyczącą pożarów i sekwoi.
- Czy wiecie, że sekwoje lubią ogień? - zagadnęła do nas Pani w mundurze koloru khaki i uśmiechnęła się przewrotnie. Miała długie siwawe włosy, około 50 lat i bardzo sympatyczną twarz. Nie była za duża, a może tak mi się tylko wydawało, w końcu stała obok największych drzew na Ziemi.
- Na prawdę. Od tysięcy lat drzewa te rosną nieprzerwanie i tylko dlatego przyspieszają swój przyrost, że ogień, który trawi wszystko dookoła nie ima się ich tak mocno jak otoczenia. Ich kora jest bardzo odporna na temperaturę i bardzo trudnopalna.
- Ale jak to się dzieje, że ogień przyspiesza ich wzrost - chciałem powiedzieć, jednak udało mi się wydusić "Da". Na szczęście tata przyszedł z pomocą i zadał to pytanie. Czy on potrafi czytać w myślach?
- Ogień pali ściółkę, która powoduje, że do ziemi oddawane są minerały potrzebne do wzrostu. Poza tym na kilka miesięcy, dopóki nie odnowi się poszycie sekwoje są jedynymi roślinami i mają monopol na wszystko, co się w ziemi znajduje. Udowodniono, że po pożarach lepiej pączkują, szybciej dostają nowych gałęzi i rosną znacznie prędzej. To jedyne drzewa, które lubią ogień.
- To bardzo ładnie, że Pani Ranger tak ślicznie nam to wszystko opisała. Chodźmy do samochodu już, please? - ale tata, jak to ma w swoim zwyczaju zaczął Panią zagadywać o dalsze szczegóły. Potem nastąpiło rytualne fotografowanie się (zdjęcie w stylu rodzina i Ranger na tle wielkich sekwoi) i może nawet do tego zdjęcia by nie doszło, ale jak zwykle w takiej sytuacji znalazł się bardzo miły Amerykaniń, który zaoferował swoje usługi jako operator aparatu.
Amerykanie tak mają. Są super uprzejmi i pomocni, przeważnie nie w tych momentach co trzeba. Bo gdyby tata chciał mieć zdjęcie z mamą i drzewem to pewnie by poprosił. A tak, jak już się ktoś zapytał, uśmiechnął z całym garniturem sztucznie białego uzębienia, to nie wypada mu odmówić. I wraz z całą rodzinką stajemy wtedy na zdjęciu, które można wsadzić do albumu pod tytułem " My i....". Tata nie lubi takich zdjęć i tu go akurat popieram. Taka pierwsza męska sztama.

1 komentarz:

  1. Witajcie Skarby, tu rodzinka...Właśnie byliśmy na spotkaniu z Karolkiem pokazywał ząbki i mówił dużo:):) jest do schrupania ten nasz Kochany Paluszek! Te miejsca na zdjęciach przepiękne,a truskaweczki....my też chcemy prawda Oluniu?:) Do zobaczenia na szlaku, dzięki !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń