Zostały dwa dni do wyjazdu. Moi
rodzice się w ogóle nie przejmują tym, że za dwa dni przelecimy kilka tysięcy
kilometrów za jednym zamachem.
Jest tyle pytań, które chciałbym
im zadać przed wyjazdem, tyle rzeczy, które chciałbym zabrać ze sobą, a oni na
pewno ich nie wezmą, tyle elementów mojej półrocznej układanki, które mogę
jedynie wylać na papier.
Nie powiem, trochę się denerwuję,
bo to w końcu moja pierwsza podróż tak daleko. Kilka zagadek, które są jeszcze dla
mnie nierozwiązane to np. czy będą mnie bolały uszy, jak będziemy startować,
czy będą mnie bolały uszy jak będziemy lądować, jak będzie smakowało mleko mamy
na wysokości 10 000 metrów, czy w samolocie można się odgazowywać tak samo
bez ograniczeń jak w domu, czy Pani stewardesa nie bacząc na mój wiek da mi
zestaw do rysowania i będę mógł kredki i kartki z niepokolorowanymi kształtami
wsadzić do mordki i spróbować zjeść, a w końcu, czy puszczą mnie przez granicę
z moimi mocno lewicowymi poglądami i czy w samolocie jest mięciutki przebierak.
Bo jak nie, to zdaje mi się, że awantura będzie gotowa jeszcze przed tym, zanim
dobrze wystartujemy.
A, jeszcze męczy mnie
niepewność, czy mama, jeżeli nie nakarmi mnie przed odlotem będzie mogła
przenieść w sobie powyżej 100 ml mleka, czy może będzie musiała założyć na
siebie foliowe, przeźroczyste woreczki zapinane na zipper?
Strasznie tego dużo. Jutro zastanowię
się jak dać rodzicom do zrozumienia, że nie ruszam się z domu bez mojego
łóżeczka, bo przecież nie wyobrażam sobie, że będę spał w jakimś obcym
miejscu!.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz